(Artykuł został opublikowany w serwisie INNPoland)
Pomysłodawcy startupów zwykle aż palą się, żeby wyjść na rynek z dopieszczonym już produktem. To zrozumiałe, chcą pochwalić się swoją wielomiesięczną, a niekiedy nawet wieloletnią pracą. Problem jednak w tym, że to ogromne ryzyko, bo nigdy nie wiadomo, co jest po drugiej stronie biznesowej rzeki.
Można mnożyć przykłady startupów, które może i były nowatorskie oraz początkowo budziły zainteresowanie branży, ale później boleśnie weryfikował je rynek. Nagle okazywało się, że aplikacja tak naprawdę nie rozwiązuje żadnego realnego problemu użytkowników i w takiej formie należy ją po prostu zaorać lub w najlepszym przypadku mocno przebudować.
Rynkową rzeczywistość często zamazuje po prostu zbytnie przywiązanie pomysłodawcy do produktu i bezkrytyczna wiara w przyjęte rozwiązania. Niestety, wielu początkujących przedsiębiorców opiera się na intuicji, zamiast na fachowych ocenach rynku. Bardzo podstawowy produkt jest więc parasolem ochronnym.
MVP to – przypomnijmy - udostępniona użytkownikom wersja produktu z minimalną ilością funkcjonalności. Jej zadaniem jest uzyskanie feedbacku: czy „apka” lub strona budzą zainteresowanie, co należy poprawić, o jakie opcje warto rozbudować produkt, w którym kierunku podążać. Jak ktoś kiedyś trafnie napisał (lub powiedział, niestety nie pamiętamy źródła), zamiast od razu odpalać produkt wyglądający jak kokpit Boeinga 767, lepiej najpierw sprawdzić go, oferując ludziom kilka najprostszych przycisków.
MVP to liczne korzyści
Minimum Viable Product pozwala uzyskać maksymalną ilość informacji zwrotnej z rynku przy minimalnym (chociaż też nie małym) wysiłku. Inne plusy tego rozwiązania to m.in.:
- ochrona autora przed bezsensowną utratą czasu i pieniędzy (przecież nie wiesz jeszcze, czy usługa się przyjmie),
- niższe koszty niż w przypadku full produktu (przykład: jeśli planujesz ruszyć z dużym sklepem internetowym, najpierw sprawdź zainteresowanie asortymentem sprzedając przez stronę na Allegro),
- możliwość szybkiego otrzymania informacji zwrotnej od użytkowników,
- poznanie hierarchii problemów klienta (może rzeczywisty kłopot do rozwiązania leży gdzieś indziej?),
- testowany produkt jest jeszcze bardzo elastyczny na zmiany,
- wchodząc później na rynek z pełną wersją produktu nie zaczynasz od zera, ale masz już określone grono odbiorców (!).
Przykłady MVP w branży B2B
Zdaniem Łukasza Dudko, założyciela agencji interaktywnej Bloomnet, stosowanie modelu MVP jest wskazane w każdej branży.
- W rzeczywistości nie istnieje taka sytuacja, w której inwestor w pełni rozumie potrzeby użytkowników, a zatrudnieni przez niego programiści w pełni czują intencje inwestora. Tylko tworzenie kolejnych ulepszeń pozwala na stworzenie produktu, który spełni oczekiwania możliwie największej grupy użytkowników. Klienci teoretycznie to rozumieją, ale najczęściej są zbyt emocjonalnie związani z projektem lub zbyt mocno są zakorzenieni w danej branży. A przez to łatwo ulegają pokusie stworzenia idealnego produktu od razu, co nie jest możliwe – mówi.
A jak robimy to my? Dobrym przykładem będzie Yobi, zaprojektowana przez nas aplikacja dedykowana mieszkańcom Norwegii szukającym pomocy do szybkiego sprzątania lub drobnych prac w domu. Najpierw stworzyliśmy system wedle intencji inwestorów, ale po jego uruchomieniu okazało się, że rynek oczekuje trochę innych usług i wprowadzane były kolejne zmiany. Aplikacja początkowo obejmowała wyłącznie sprzątanie „tu i teraz”, ale finalnie dodanych zostało kilka innych usług, m.in. możliwość umawiania się na różne terminy lub nawet cyklicznie.
Pewien model MVP zastosowaliśmy również podczas projektowania serwisu znajdzbieglego.com, który jest jedyną na polskim rynku internetową wyszukiwarką biegłych sądowych. Najpierw uruchomiliśmy wraz z klientem samą bazę, a dopiero z czasem dobudowywaliśmy kolejne funkcjonalności w oparciu o zbadane zapotrzebowanie tej specyficznej grupy odbiorów.
Jak przyciągnąć ludzi?
Właśnie, jak zorganizować sobie grupę użytkowników, którzy przetestują nasz prototyp i dadzą niezbędny feedback? Steve Blank i Bob Dorf, autorzy jednej z ciekawszych książek traktujących o idei MVP pt. „Podręcznik startupu”, zalecają odpalenie swoistego kombajnu działań:
Ciągnięcie – Google AdWords, SEO, reklamy pay-per-click, informacje prasowe z odnośnikami do ankiety lub strony poświęconej problemowi, współpraca z blogerami,
Popychanie – media społecznościowe, e-mail marketing,
Płacenie – z oczywistych względów dla startupów jest to najmniej ciekawa opcja, ale to rozwiązanie najszybsze. Jeszcze kilka miesięcy temu pierwszym krokiem byłoby po prostu kupno listy mailingowej, ale z RODO nie ma zmiłuj, dlatego należy szukać innych kanałów. Przykład? Blank i Dorf podpowiadają inwestowanie chociażby w internetowe narzędzia do organizacji ankiet…
„u jednego z dostawców wykup gotowy zestaw składający się z grupy odbiorców, szablonu ankiety, jej wdrożenia oraz gwarantowanej liczby odpowiedzi od uważnie wyselekcjonowanych respondentów”
… oraz płacenie wydawnictwom branżowym lub mediom internetowym skłonnym przeprowadzić badanie wśród swoich czytelników…
„To kosztowne rozwiązanie, jednak docierasz w ten sposób do wyselekcjonowanego odbiorcy, a wiarygodność wydawnictwa pozytywnie przekłada się na wskaźnik odpowiedzi.”
Na co trzeba uważać?
Ale jak to w życiu bywa, model MVP niesie ze sobą też pewne zagrożenia, o których lepiej pamiętać. Te najpoważniejsze spowodowane są wbrew pozorom niełatwą sztuką wyboru, którą funkcjonalność należy wyeksponować i na ile odkryć karty.
MVP to zaprezentowanie podstawowej wersji produktu, ale zbyt mocne ociosanie go może też sprawić, że osiągniemy zbyt niski poziom użyteczności aplikacji i użytkownicy nie zawieszą na niej oka. I to wcale nie musi oznaczać, że nasz pomysł jest nietrafiony. Być może po prostu źle zarzuciliśmy wędkę. Kolejne zagrożenie MVP - które często podnoszone jest na imprezach startupowych - to wyjście do ludzi z rozwiązaniem bardzo prostym do skopiowania przez konkurencję, która przecież nie śpi.
***
Przy okazji przypominamy tekst "5 najczęstszych powodów, dlaczego startupy upadają".
Źródła:własne